piątek, 29 lutego 2008

Ja i moje szczęście

...i co tu dużo pisać, zdjęcie mówi samo za siebie.

środa, 27 lutego 2008

Nie życzę tego nikomu

Zaniedbałam swojego bloga, ale zapewniam, że z ważnego powodu. Przyszło nam się bowiem zmierzyć z największym, jak dotąd w naszym życiu problemem, jakim jest choroba dziecka. Żółtaczka przy tym to małe zmartwienie. Niestety nasz synek zachorował na coś znacznie poważniejszego i cały pierwszy miesiąc swojego życia przyszło mu spędzić w szpitalu. Jego stan się poprawia, jesteśmy już w domu, ale już zawsze będziemy drżeć o jego zdrowie i czeka nas jeszcze wiele konsultacji lekarskich.

Teraz wiem już na pewno, że ktoś kto nie ma dzieci nie jest w stanie zrozumieć, jaką tragedią jest choroba takiego malucha. Wypłakałam morze łez, wymodliłam się tak, jak już dawno tego nie robiłam i musiałam znaleźć w sobie siłę, żeby stawić temu czoła. Dziś już wiem, że nie ma w życiu nic gorszego niż cierpienie własnego dziecka i bezsilność, kiedy nie można mu w żaden sposób pomóc.

Teraz mamy nadzieję, że najgorsze już za nami i że limit chorób już został wyczerpany.

piątek, 8 lutego 2008

Szpital :(

Niestety znowu musieliśmy iść do szpitala. Natuś dalej walczył z żółtaczką. W nocy z poniedziałku na wtorek podskoczył mu poziom bilirubiny i trzeba było wznowić naświetlania. Tym razem było jeszcze gorzej, bo nie mogłam z nim leżeć, a jedynie dochodzić do niego. Leżałam dwa piętra niżej i całe dnie spędzałam na korytarzu przed drzwiamy gdzie trzymano mojego synusia. Nie będę już nawet pisać o ordynardych pielęgniarkach i niemiłym personelu, powiem jedynie, że pobyt w szpitalu to prawdziwy koszmar i mam nadzieję, że już tam nie wrócimy, choć niestety musismy się liczyć z taką ewentualnością. Dzisiaj wypisano nas do domu i cieszę sie z tego ogromnie.

sobota, 2 lutego 2008

Natuś

Przedstawiamy naszego synka Natana, który urodził się 24 stycznia 2008 roku :)



Poród był koszmarny, ale maleństwo wynagradza wszelkie trudy. Szkoda tylko, że przypałętała mu się zółtaczka fizjologiczna i niestety ponad tydzień czasu spędziliśmy w szpitalu. Wypuszczono nas na weekend do domu, ale jeśli w poniedziałek jego stan się pogorszy to niestety będziemy musieli tam wrócić, co nie ukrywam będzie dla mnie naprawdę trudne. Tymczasem jednak cieszymy się weekendem w domu :)