piątek, 4 stycznia 2008

I znowu sama:(

Oj nie powiem trudno mi się było rozstać z moim mężusiem po tym jak miał prawie dwa tygodnie urlopu. Znowu jestem sama w domu, co też ma swoje plusy, bo zabrałam się za całą masę prozaicznych, domowych czynności. Oprócz tego czas najwyższy spakować torbę do szpitala, mimo że odkładam to jak tylko mogę. Kącik dla Małego Czlowieczka wygląda już coraz ciekawiej (jak tylko wszystko już będzie na swoim miejscu to umieszcze zdjęcia)

Tymczasem zrobiłam napad na bibliotekę i oto co udało mi się wygrzebać:



Zaraz się biorę za "Glinianą Biblię".

W kinach dwa filmy, które chcielibyśmy obejrzeć: "Złoty kompas" (czytał ktoś książkę?)i oczywiście "Kermel". Zostały mi dwa tygodnie żeby to zrobić i mam nadzieję, że nam się uda, choć nasze wychodzenie do kina jest już legendarne. Robimy rezerwacje, po czym jak przychodzi co do czego to nagle stwierdzamy, że tak przyjemnie jest w domu, że nie chce nam się wychodzić...wiem to brzmi przerażająco, syndrom emeryta w tak młodym wieku...aż strach pomyśleć!

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

my tez mamy takie geriatyczne zagrywki :) to milo, ze nie jestemy w tym odosobnieni.....

Solardew pisze...

ufff a myślałam, że z nami już coś nie tak :)

Anonimowy pisze...

eee, tam, jeśli ktoś w danym momencie ma ochotę wyjść, to wychodzi, a jak ma ochotę zostać w domu przy zielonej herbacie, to to chyba nic złego;))

Solardew pisze...

Masz rację tylko gorzej jak ten schemat się niepokojąco powtarza :)

Anonimowy pisze...

My też tak mamy;) Może to jakaś współczesna epidemia?;)

Solardew pisze...

haha na to wygląda :)

Anonimowy pisze...

Też tak mam z kinem:) Generalnie jak już po pracy wejdę do domu to nie chce mi się z niego wychodzić. Choć kino to jedna z moich ulubionych rozrywek kilka razy zdarzyło mi się do niego nie dojść. Bo na przykład padał deszcz :P
A syndrom emeryta - miała zgagę po szampanie.

Monika Badowska pisze...

"Świadectwo prawdy" jest przedobre w czytaniu. Zaryzykowałabym nawet twierdzenie, że najlepsze z dotychczas przeze mnie czytanych książek Picoult.
Ciekawa jestem cóż to takiego, ta "Gliniana Biblia" - czekam na recenzję:)))

Solardew pisze...

Moje recenzje są trochę ograniczone, bo nie lubię streszaczać fabuły tylko raczej piszę jakie są moje odczucia po przeczytaniu - jeśli chodzi o "Glinianą Biblię" to nic nadzwyczajnego, ale nadaje się na lekkie i wciągające czytadło :)

Anonimowy pisze...

Czyli niezły stosik się ułozył:)
Cormana czytałam.
Teraz nadrabiam w wolnej chwili twoje wpisy, tymbardziej że w weekedn miałam kłopoty z internetem a i czasu bardzo mało.