niedziela, 30 grudnia 2007

"Zatrute życie" Anna Małyszewa

Naprawdę z wielkim żalem odkładam tą książkę na pólkę. Dawno już mnie żadna książka tak nie wciągnęła.

Akcja tego kryminału rozgrywa się z Rosji, zarówno w okresie komunizmu jak i w pierwszych latach kapitalizmu. Bacznie śledząc wątek morderstwa zagłebiamy się w wątek obyczajowy opisujący życie i stosunki ludzi w ówczesnej Rosji. Anna Małyszewa ma bardzo lekki styl pisania, co z pewnością jest jej wielką zaletą, podobnie jak to, że potrafi bardzo wnikliwie przedstawiać kobiecą psychologię postaci, dzięki czemu powieść trudno zaszufladkować tylko i wyłącznie jako kryminał.

Już nie moge się doczekać, kiedy przeczytam jej kolejną powieść, a tymczasem dziękuję Chairze76 za tak celną rekomendację :)

sobota, 29 grudnia 2007

Wyprzedaże nie dla mnie w tym roku :(

Niestety w tym roku nie poszaleję sobie na wyprzedażach. Stwierdziłam, że bez sensu jest kupować ciuchy w ostatnim miesiącu ciąży, bo długo w nich już nie pochodzę a tylko się powypychają i później raczej nie będą nadawały się już do chodzenia.

Oczywiście nie przeszkadza mi to podpatrywać wszystkich modowych nowości, że już o zdjęciach na Flickrze nie wspomnę. I tym sposobem trafiłam na dziewczynę, której gust ciuchowy jest prawie identyczny z moim, zobaczcie zresztą sami:
  • zdecydowanie numer 1.
  • numer 2 - za boski płaszczyk i cudne rękawiczki...buty bym chyba zmieniła
  • numer 3 - taka kurteczka to będzie pierwsza rzecz jaką sobie kupię po odzyskaniu ludzkich wymiarów :)


Dodatkowo zdjęcia jeszcze jednej pani, która wygląda jak kolorowy motyl i naprawdę można jej pozazdrościć fantazji. Szkoda tylko, że na naszych ulicach tak mało osób jeszcze ma odwagę na tak ciekawe zestawienia.

  • boska torebka, bezskutecznie szukam takiej wszędzie, łącznie z Allegro
  • szare wdzianko - bardzo ładne, mam słabość do szarości


Dla wszystkich entuzjastek mody polecam obejrzenie galerii tych dwóch pań w całości na Flickrze, ja już kompletuję listę swoich pociążowych zakupów :)

piątek, 28 grudnia 2007

Moja wielka słabość



Jedną z moich wielkich słabośći są wnętrza. Od jakiegoś czasu wpadłam w nałóg przeglądania wszystkich magazynów na ten temat, a w szczególności upodobałam sobie Elle Decoration. I wszystko mogłoby się wydawać całkiem zdrowym zainteresowaniem oprócz jednego małego szczegółu. Otóż słabość ta przysparza mi wiele zakłopatania. Nie mogę wprost powstrzymać się od rozglądania się na wszystkie strony, kiedy odwiedzam swoich znajomych. Pewnie musi to wyglądać jakbym była jakimś wcibskim babskiem, ale ja to po prostu uwielbiam...a już półki z książkami cieszą się u mnie zdecydowanie największą popularnośćią.

Zdecydowanie nie podobają mi się majestatyczne wnętrza. Lubię łączone style, ciekawe rozwiązania, kontrowersyjne zestawienia kolorystyczne. Uwielbiam też biel, która króluje w stylu skandynawskim, do którego to pałam wielką i nieodwzajemnioną miłością. Nieodwazajemnioną bowiem bardzo trudno przenieś styl ten na nasze warunki. Połączenie starego z nowym to dla mnie strzał w dziesiątkę...niestety w naszym gniazdku musiałam zrezygnować ze wszystkiego co stare, bo mój mąż określa to jednym słowem: "fuj". A ja to wprost kocham, zobaczcie na przykład to wnętrze - dla mnie rewelacja (zresztą znalazło się ono kiedyś na okładce Elle). Oczywiście na Flickrze można znaleźć z tej dziedzinie wiele inspiracji, toteż coraz bardziej mnie kusi zrobienie jakiejś małej rewolucji w naszym mieszkanku :)

czwartek, 27 grudnia 2007

Dzieci Cesarza

Święta minęły nam na leniuchowaniu. Ja głównie odpoczywałam z książką w ręku, a Krystian chyba nadrobił wszystkie zalełości w swoich grach...i piciu piwa:) Od czasu do czasu nasz relaks zakłócały skurcze więc chyba niedługo nadejdzie TEN czas... Kilka dni temu dostałam od męża "Dzieci Cesarza" Claire Messud i od momentu kiedy przechwyciłam ją w swoje łapki już jakoś nie mogłam wypuścić. Książka jest świetna, dokładnie w stylu, jaki lubię. Niby wydaje się łatwa i przystępna, ale nie ma rozdziału, nad którym człowiek by się nie zastanawiał. Opowiada historię, młodych ludzi, którzy próbują znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce w mieście koneksji, zależności, blichtru i sztucznych konwenansów. Ich poszukiwania nieraz są desperackie, a nieraz trywialne. Wikłają się w dziwne związki, szukają zrozumienia i przyjaźni, tylko po to, żeby w chwilę później zdać sobie sprawę jak bardzo utopijną wizję swojego życia sobie stworzyli. Szukają ciągle prawdy, chcą być szczerzy, ale okazuje się to trudniejsze niż podejrzewali i tylko zachowywanie pozorów ratuje ich przed całkowitą kompromitacją. Zdecydowanie zachęcam do przeczytania :)

poniedziałek, 24 grudnia 2007

Wesołych Świąt

Wszystkim moim znajomym i nieznajomym, którzy odwiedzają tego bloga życzę cudownych, magicznych Świąt. Wielu miłych chwil spędzonych w rodzinnym gronie, śniegu za oknem i uśmiechu na ustach.

niedziela, 23 grudnia 2007

Imię w ciemnośći

Niedługo ten blog zmieni tematykę i zacznie być tylko i wyłącznie blogiem o książkach. Bez obaw postaram się bardziej różnicować posty.

Odłożyłam wczoraj na pólkę przeczytane "Imię w ciemności" Renaty Šerelyte. Bardzo trudno mi ją opisać, bo to książka raczej z tych trudnych i wymagających skupienia. Jest w niej wątek kryminalny i miłosny, przeszłość miesza się nieustannie z teraźniejszością, a wątki fantastyczne z brutalną rzeczywistością. Nie będę Wam streszczać fabuły, bo możecie o tym poczytać w Internecie, powiem jedynie, że jeśli macie ochotę na coś poważnego, na zagłębienie się w pokrętne życie głównej bohaterki i jej równie pokręconą osobowść to nie ma lepszego wyboru. Ponadto znajdziecie tam wiele opowieści dotyczących sowieckiej Litwy, podziemnych organizacji religijnych czy konspiracyjnych metod działania agentów KGB,a wszystko to doprawione naprawdę niezłym poczuciem humoru, co jest nieocenionym aututem tej książki.

Ja zaś zabieram się za "Dzieci Cesarza", które zapowiadają się ciekawie, w kolejce czeka również "Europejka" oraz "Dziecko dla początkujących", jeśli uda nam się je zdobyć, bo biedny Krystian obszedł już w poszukiwaniu wszystkie księgarnie.

sobota, 22 grudnia 2007

O kolejnej książce i nie tylko...

No i się stało. Dzisiaj w nocy poznałam co to znaczy mieć skurcze i choć nie były bolesne to trwały za długo, żeby je zbagatelizować. Dostałam od lekarza odpowiednie prochy, bo inaczej nasz synuś byłby wcześniakiem. Jednak dowiedzieliśmy się, że od stycznia planowane są strajki lekarzy i w lutym mogę mieć problem żeby rodzić tam, gdzie bym bardzo chciała...a co tam, jeszcze mam za mało wrażeń, więc mi służba zdrowia postanowiła dołożyć atrakcji :)

Tymczasem postanowiłam się naczytać na zapas, bo później przy niemowlaku może być z tym ciężko. I tym sposobem skończyłam dzisiaj "Trzy połówki jabłka" Kozłowskiej. Trudno ją zaliczyć do lektury ambitnej, ale też nie można jej zakwalifikować do typowej, tzw. literatury kobiecej. Tak czy inaczej od samego początku nie pałałam sympatią do głównej bohaterki, która to z braku większych życiowych kłopotów rozważa swóje rozterki sercowe. Z jednej strony ma ustabilizowane życie u boku męża i dwójki dzieci, a z drugiej w jej życiu pojawia się dawna, wielka miłość. Pomyślałam, że może jestem za mało wrażliwa, że może brak mi empatii, ale mimo szczerych chęci nie potrafiłam do samego końca zrozumieć jej dylematów. Drażnią mnie ludzie, którzy nie wiedzą czego chcą od życia, ich słabe charaktery wzbudzają we mnie agresję. Jak dla mnie ta książka nie jest o miłości i o trudnych wyborach życiowych, ale o maraźmie, nieumiejętności porozumiewania się dwojga dorosłych ludzi i komplikowaniu sobie życia na własne życzenie...ale przede wszystkim o nieumiejętności podejmowania ważnych życiowych decyzji.

czwartek, 20 grudnia 2007

Filiżanka

Skończyłam czytać "Polkę" Gretkowskiej. Bliski mi temat, bliskie doznania. Podobne uczucia, lęki i myśli. Finał przerażający więc próbuję dojśc do siebie.

Gretkowska zjednała mnie do siebie całokształtem, ale i też każdym detalem z osobna. Jakąż bowiem perełką są takie cytaty:

"Zagapiłam się, postawiłam filiżankę w powietrzu. Chwilę zawisła, nie dowierzając, że można ją,kruchą krewną Rosenthalów, tak brutalnie potraktować. Zemdlała z wrażenia, zrobiła się jeszcze przezroczystsza i rozsypała w porcelanowy proch"

Muszę uważać na swoją filiżankę, tymbardziej, że jest nowa i bardzo ją polubiłam

środa, 19 grudnia 2007

Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia...

Wczoraj w nocy natrafiłam na stronę Gentl&Hyers i nie mogłam oderwać oczu od tych zdjęć. Jak zwykle moja uwaga skupiła się na kategoriach Still Live i Interiors, ale z cała pewnością wszystkie są warte obejrzenia.

A ponieważ dawno nie było inspiracji z Flickra, to nadrabiam zaległości:

Ależ mi się marzy nauczyć się robić takie zdjęcia...

Tymczasem dwa moje, zrobione dzisiaj po tym jak wysprzątałam mieszkanko





Photos, photos, photos...

Last night I found Gentl&Hyers website and I couldn't take my eyes of those photos. Of course I called my attention to Still Live and Interiors, but all of them are worth seeing. It has been a while since I posted Flickr favourites, so here you go: My dream is to learn how to take such an amazing photos.

Meantime I'm showing mine, taken after cleaning the apartment.

poniedziałek, 17 grudnia 2007

Zając poziomka

Zamiast szukać świątecznych inspiracji to biegałam dzisiaj z aparatem za ...zającem. Na szczęście okazał on się wdzięcznym modelem i zdjęcia wyszły całkiem nieźle. Mam zamiar je wykorzystać w pewnym konkretnym celu, ale niestety nie mogę na razie zdradzić tajemnicy. Zdjęciem jednak się pochwalę:)



Wild strawberry hare

Instead of looking for some Christmas inspirations, me and my camera were chasing after... a hare. Fortunately the hare turned out to be very graceful model and the photos are quite nice. I hope to use them soon, but I can't reveal this secret yet.

Weekend

Tak oto w wielkim streszczeniu spędziliśmy weekend:



A tak przy okazji: nie idźcie na "Smaki miłości", straszny gniot w amerykańskim stylu. Zdecydowanie więcej sobie po nim obiecywałam, mój błąd.

That's how we spent the weekend. By the way, don't watch the Feast of Love. Typical American trash. I expected more, my mistake.

niedziela, 16 grudnia 2007

Przed...





Zaczynam się przyłapywać na tym, że najbliższe miesiące dzielę na te "przed" i "po". Dziwne jest to, że "po" jawi mi się jako jedna wielka niewiadoma. Po pierwsze będzie to życie jakiego dotąd nie znałam i pewnie nawet w połowie moje wyobrażenia nie będą adekwatne do tego jaka będzie rzeczywistośc. A po drugie sam finał moich dziewięciu miesięcy jest dla mnie tak przerażającą i paraliżującą wizją, że to co będzie potem jest jakby tylko odległą perspektywą, o której czasami nawet nie myślę.

Tak czy inaczej skoro rozgraniczam już te dwa etapy mojego życia to podświadomie zaczynam robić listę rzeczy, filmów, książek, które może uda mi się zrobić, obejrzeć, przeczytać przed wielkim finałem. Zabawne...tak jakby później z tego co dobre i jest przyjemnością trzeba by było rezygnować... Te dwa filmy powyżej ("Butelki zwrotne", "Karmel") to mój "wish list" do obejrzenia jeszcze "przed", mam nadzieję, zę mi się uda.

Before...

I caught myself on dividing the time into "Before" and "After".The time after seems to be something that we have never experienced before Besides, the childbirth looks so scaring for me, that I don't even think about the time "after" yet. Subconsciously I've started to make a list of things to do before,books to read, films to watch... as if I had to resign from anything good and fun afterwards. "Returnable bottles" and "Caramel" is my "wish list" for "before".

sobota, 15 grudnia 2007

Śniadanie do łóżka

Mój najukochańszy mąż zrobił mi dzisiaj śniadanie do łóżka. Jakby tego było mało to zaplanował cudowny weekend, aby jego ciężarna i marudząca żona mogła się trochę rozerwać :)

Ostatnio na blogu znajomej przeczytałam, że robienie zdjęć kawy jest już passe...jaka szkoda, bo ja tak lubię, kawę i jej fotografowanie rzecz jasna. Ale dla odmiany dzisiaj herbatka:)





Breakfast in bed

My loving husband made me a breakfast in bed. He also planned the weekend for his pregnant and grumbling wife, so she has some fun. Lately I read my friend's blog saying, that taking photos of cafe is passe. I like cafe and making photos of it. Anyway: today - the tea.

piątek, 14 grudnia 2007

2kg hero

Moja ciąża nie przestaje mnie zaskakiwać. Kto by pomyślał, że okaże się jedną z najskuteczniejszych diet... Dzisiaj byliśmy na usg. Nasz lekasz chciał się upewnić czy nasz synuś oby nie jest za mały, bo od początku ciąży do teraz, czyli do ósmego miesiąca, przytyłam zaledwie 4,5 kg. Okazało się (co ja już wiedziałam znacznie wcześniej), że nasz mały wcale nie jest taki mały i waży już 2 kg. Fenomen tego, że mi się zdarza chudnąć w ciąży, a synek przybiera na wadze jest dla mnie dość zaskakujący, ale cieszymy się oboje, że wszystko w porządku.

Niestety nasz synuś okazał się bardzo nieśmiały i mimo licznych prób nakłonienia go do ładnej pozy zdjęciowej nie dał się namówić. Efekt był następujący:



2kg hero

My pregnancy will not stop surprising me; who could know it would be a perfect diet? We had USG today. The doctor was worried, that our son is to small, 'cos till today, in 8 months, I only gained 4,5 kg. It turned out (what I already knew) he is not so small, he has 2kg. [...]Unfortunately he didn't want to pose for the photo. The results are as follow.

środa, 12 grudnia 2007

Moja chwilowo utracona pasja...

W takie dni, jakimi ostatnio nas raczy grudzień teoretycznie nie ma nic lepszego niż wsunąć się pod kocyk z kubkiem ciepłej herbaty i dobrą lekturą w ręcę. Mój problem polega na tym, że od czasu przeczytania "Krakowskiej żałoby" nic mnie specjalnie nie ekscytuje. Stos książek do przeczytania powiększa się drastycznie i większośc nawet zaczęłam czytać, ale jakoś opornie mi idzie. Zastanawiam się już czy to kwestia książek, czy raczej ja mam zbyt rozbiegane myśli i nie mogę się na niczym skupić. Tak czy inaczej jeśli macie jakieś ciekawe tytuły do polecenia to nie krępujcie się :)

Tutaj zdjęcie, które aż zachęca do czytania, niestety nie moje:(

i reszta zdjęć autora dusdin

wtorek, 11 grudnia 2007

Niebo

To dopiero początek mojego zwolnienia, a ja już się zastanawiam jak wytrzymam najbliższe pół roku w domu. Przed utratą zmysłów ratują mnie jak zwykle cudne zdjęcia. Dzisiaj Candance Meyer. Prawda, że są genialne?

A to zdjęcie zrobione przed chwilą. Z lenistwa nie chciało mi sie ruszyć tyłka z kanapy więc zrobiłam je ze sporej odległości i przez nasze jeszcze nieumyte okna...ale udajcie, że nic nie zauważyliście :)

poniedziałek, 10 grudnia 2007

"Jeśli Ty jesteś moim snem, to ja jestem Twoim"

"That's how it always ends. A bit of magic, a bit of smoke. Something floating But it doesn't work without the necessary push. A bit of laughter,a man... a beautiful woman and love. Let's start over. At the beginning,it was man alone. No,he's not alone. Yet."

Obejrzeliśmy z Krystianem dzisiaj "Reconstruction". Już od pierwszych chwil zachwyciły mnie zdjęcia: zadymione bary, neonowe światła w mrocznych uliczkach, wyludniałe podziemia metra, to wszystko zasługa nie tylko genialnego kamerzysty, ale i uroków zacienionej a zarazam śwetlistej Kopenhagi.

To dziwny film,a przynajmniej tak się wydaje w pierwszych kilkunastu minutach. Człowiek próbuje się połapać w chronologii wydarzeń, śledzi bacznie wszystkie sceny i zastanawia się o co w tym wszystkim chodzi. Więc moja rada jest taka, jeśli zamierzacie go obejrzeć, a warto, to wsłuchujcie się w każdy komentarz, w każde słowo narratora, bądźcie czujni i niech nic nie umknie Waszej uwadze...Dopiero wtedy dojdziecie najprawdopodobniej do podobnych wniosków do jakich ja doszłam, że jest to jeden z najlepszych filmów o miłości, jakie oglądałam. Nie ma w nim łzawych scenek, nie ma wymuszonych wzruszeń i rzecz jasna cukierkowego zakończenia. Jest za to sporo przesłań, z czego najważniejsze jest takie: "He loses Aimee.The last person that was left for him. The only one... Can their love survive? What will it take? A test.For him and for her. His love for her. Stupid? Maybe. If he steps back... if he doubts... she will disappear.

Prawdziwa miłośc wymaga całkowitej ufności, jeśli się zawahacie, możecie ją stracić...

Zdjęcie na dzisiaj: choć marzyło mi się ciasto marchewkowe to musiałam się zadowlić czymś całkiem innym.

niedziela, 9 grudnia 2007

My toaster

Jesteśmy padnięci,a przynajmniej ja jestem. Wczorajsza świąteczna impreza była bardzo udana i pewnie jeszcze długo będziemy ją wspominać. Niestety przyszło nam długo czekać zanim biuro zostało doprowadzone to stanu używalności i efekt był taki, że do domu wróciliśmy ok 3:00. Mimo, że zamykają mi się oczy i nadal mam wielki deficyt snu to przeglądanie zdjęć jest zbyt wielką pokusą... zobaczcie tylko na zdjęcia Sebastien'a Maziere, które możecie sobie pooglądać tutaj lub na jego stronie internetowej. Uwielbiam te kolory, to pewnie wyjaśnia moje zamiłowanie do zdjęc polaroidowych, ale o tym innym razem.

I jeszcze trzy zdjęcia z Flickra



Period

autorem jest dalobeee

Ponadto jeszcze jedno zdjęcie...zdecydowanie jedno z moich ulubionych:

my toaster

piątek, 7 grudnia 2007

Mój kochany Mikołaj!

Czy do Was też dzisiaj przyszedł Mikołaj? Mój nie dość, że sam jest dla mnie najcudowniejszym prezentem to jeszcze udowodnił,że słucha tej kobiecej (rzecz jasna mojej) gadaniny, na którą większa część mężczyzn nawet nie zwraca uwagi.

A oto mój prezent...prawda, że bardzo kobiecy? :)

czwartek, 6 grudnia 2007

Śniadanie

To właściwie pierwszy dzień, kiedy już nie idę do pracy. Będzie mi brakowało tych wszystkich ludzi i tej atmosfery, ale cóż teraz mam inną misję.

Zamarzyła mi się dzisiaj owsianka. Rzecz jasna, ze względu na dietę bezcukrowa...a tak mnie korciło, żeby dodać rodzynek. W sumie i tak była całkiem smaczna :)

Stopa...

Dopiero przed chwilą wróciliśmy. Padam z nóg, za to miło było zobaczyć się z dawno niewidzianą przyjaciółką :) Sukcesem jest to, że udało mi się wybrać śliczny prezent dla teściowej, porażką, że nie udało mi się sfotografowanie gruszki ekshibicjonistki, jak ją nazwał Krystian. Gruszka była obrana do połowy więc sporo miało być na tym zdjęciu golizny, ale nic z tego, zdjęcie wyszło beznadziejne więc nie będę się kompromitować. W zamian jednak podzielę się z Wami kolejnym odkryciem jakim jest Erica Shires. I choć ostatnio znacznie bardziej podświadomie wyszukuję zdjęcia tzw martwej natury to Erica fantastycznie fotografuje kobiety.

No i jeszcze stały punkt programu, czyli dwa absolutnie boskie zdjęcia z Flickra:



A skoro jesteśmy przy fotografowaniu ludzi

LaPied

Tutaj link do pozstałych zdjęć autorki

środa, 5 grudnia 2007

Flickr

Dzisiaj dzień pełen fotograficznch doznań. Mikkel Vang sprawił, że nawet wypatroszone ryby nabrały wyjątkowego uroku. Obejrzyjcie koniecznie te zdjęcia.

Oprócz tego nieograniczonym źródłem inspiracji stał się dla mnie Flickr. Postanowiłam zatem, że zdjęcia tam umieszczane będą stałym punktem rozrywki na tym blogu. Na początek tylko jedno, ale za to jakie...

Marah

Tutaj link do pozostałych zdjęć autorki.

wtorek, 4 grudnia 2007

Zła na ten kraj...

Dzisiaj po pracy włóczyliśmy się (właściwie to ja się włóczyłam, a Krystian dzielnie znosił te trudy towarzysząc mi bez marudzenia) w poszukiwaniu jakiegoś designerskiego sklepu papierniczego. Oczywiście z marnym skutkiem. To co oferują nam sklepy we Wrocławiu nie można nawet nazwać żenującym. Aż dziw uwierzyć, że coś co u nas jest kompletnie nieznane i nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że niepotrzebne, na zachodzie szczyci się tak wielkim powodzeniem. Żeby nie być gołosłownym:

Rockscissorpaper tobiwooddesigns pennypeople russellandhazel

No, ale właściwie to nie o tym miałam pisać. Chciałam Wam tu wkleić zdjęcia, które mnie dzisiaj zauroczyły. Ich autorem jest Con Poulos. Niestety Krystian schłodził mój zapał twierdząc, że wklejanie zdjęć czyjegoś autorstwa jest łamaniem praw autorskich więc jedyne co mogę zrobić to zachęcić Was do odwiedzenia linku.

Wkleję za to swoje zdjęcie...ehhh wiem, że marne, ale przynajmniej wiecie już czym się raczymy wieczoramy. Nerkowce zniknęły w pierwszej kolejności :)

niedziela, 2 grudnia 2007

Twórcza niedziela

Misja została wypełniona. Obiecałam sobie, że w tym roku własnoręcznie wykonam kartki świąteczne i jestem sama dla siebie pełna podziwu, że mi się to udało :) Oczywiście raczyłam się w między czasie kawką z cynamonem, jako że to jedna z niewielu przyjemności na jakie teraz mogę sobie pozwolić. Mój ukochany zaś spędza niedzielę tak jak najbardziej lubi, czyli przed komputerem, grając...a jakże :)

Już grudzień...

Kiedyś kochałam święta z każdymi ich wątpliwymi urokami. Nie zniechęcała mnie komercja, dzikie tłumy ludzi w sklepach i na ulicach ani drastyczne uszczuplenie portfela na mniej lub bardziej trafione prezenty. Niestety już dawno temu ta dziecinna naiwność przemieniła się u mnie w cynizm, który jest nieomylnym znakiem starzenia się. Od jakiegoś czasu grudzień już od pierwszych swoich dni oznacza dla nas bieganinę po sklepach w poszukiwaniu prezentów związanych z całą masą naszych rodzinnych  uroczystości. Część tego szaleństwa mamy dzisiaj za sobą... Uff jak dobrze, choć to tylko kropla w morzu nieograniczonych potrzeb.

Dla ukojenia zmysłów raczymy się kawą z cynamonem i odkrywamy na nowo Ms John Soda