sobota, 22 grudnia 2007

O kolejnej książce i nie tylko...

No i się stało. Dzisiaj w nocy poznałam co to znaczy mieć skurcze i choć nie były bolesne to trwały za długo, żeby je zbagatelizować. Dostałam od lekarza odpowiednie prochy, bo inaczej nasz synuś byłby wcześniakiem. Jednak dowiedzieliśmy się, że od stycznia planowane są strajki lekarzy i w lutym mogę mieć problem żeby rodzić tam, gdzie bym bardzo chciała...a co tam, jeszcze mam za mało wrażeń, więc mi służba zdrowia postanowiła dołożyć atrakcji :)

Tymczasem postanowiłam się naczytać na zapas, bo później przy niemowlaku może być z tym ciężko. I tym sposobem skończyłam dzisiaj "Trzy połówki jabłka" Kozłowskiej. Trudno ją zaliczyć do lektury ambitnej, ale też nie można jej zakwalifikować do typowej, tzw. literatury kobiecej. Tak czy inaczej od samego początku nie pałałam sympatią do głównej bohaterki, która to z braku większych życiowych kłopotów rozważa swóje rozterki sercowe. Z jednej strony ma ustabilizowane życie u boku męża i dwójki dzieci, a z drugiej w jej życiu pojawia się dawna, wielka miłość. Pomyślałam, że może jestem za mało wrażliwa, że może brak mi empatii, ale mimo szczerych chęci nie potrafiłam do samego końca zrozumieć jej dylematów. Drażnią mnie ludzie, którzy nie wiedzą czego chcą od życia, ich słabe charaktery wzbudzają we mnie agresję. Jak dla mnie ta książka nie jest o miłości i o trudnych wyborach życiowych, ale o maraźmie, nieumiejętności porozumiewania się dwojga dorosłych ludzi i komplikowaniu sobie życia na własne życzenie...ale przede wszystkim o nieumiejętności podejmowania ważnych życiowych decyzji.

Brak komentarzy: